niedziela, 10 sierpnia 2014

od Romeo - C.D Katheriny

Nie przywykłem do takiego zachowania, więc przez chwilę stałem bez ruchu, nie wiedząc co zrobić. Zaraz jednak również ją objąłem i oparłem swój policzek o jej czubek głowy. Po chwili wyszliśmy z łazienki. Hmm, Ben'a nie było w tym pomieszczeniu. Dopiero kiedy przeszliśmy do mniejszego, zobaczyliśmy go. Siedział na podłodze, opierając się plecami o ścianę.
- Co tak siedzisz? - spytałem. Dopiero wtedy spojrzał na nas i wstał, otrzepując się. Dostrzegłem, że trzyma w ręku jakieś małe pudełeczko z tabletkami.
- Nie ważne - powiedział, pewnie by zbić nas z tropu. Cóż, skorzystałem z nadzwyczajnych zmysłów i wyostrzyłem wzrok na tyle, by dostrzec co to za tabletki. Tryptofan. Po co mu do jasnej cholery tryptofan i dlaczego siedział na podłodze. Nie mówiąc, że dostrzegłem parę tych samych tabletek leżących wolno na podłodze, porozrzucanych. Jakby to pudełko upadło. Spojrzałem na niego podejrzliwie, ale chyba nic mu nie było, więc dopytywać się nie będę. 
- Wiedzą gdzie jesteśmy, więc musimy opuścić tą kryjówkę. Proponuję wyjść w nocy, punkt dwuna... Choinka, przestań bawić się buldogiem - skarcił mnie zirytowany, kiedy oglądałem maskę przeciwgazową, z pochłaniaczami po bokach. 
- Choinka? - powtórzyła Kath, śmiejąc się.
- Oficer z paroma medalami - wytłumaczyłem, sam się lekko śmiejąc. No co? Głupio to zabrzmiało. W ogóle żargon wojskowy był często komiczny. Na przykład cudze papierosy to cudzesy, a oficer, czyli ja, to "gwiazdor" albo właśnie "choinka".
- Mogę dokończyć? Otóż musimy przedrzeć się do miasta. Potem dostajemy się na lotnisko i lecimy z powrotem do stanów. Ale co do lasu. Tam jest pełno wrogich jednostek, mamy farta jeśli to tylko te sierściuchy zwane wilkołakami. Musimy się rozdzielić, przynajmniej ja nie mogę być w tym samym miejscu co ty, Alec.
- Dlaczego? - spytałem, marszcząc brwi.
- Mam pomysł - powiedział z błyskiem w oku.

*Dziesięć minut później*
Ok, staliśmy przed lustrem i teraz za nic nikt by nas nie rozróżnił. Ben miał kurtkę, więc nie było widać żadnego tatuażu, a to była jedyna rzecz która teraz by mogła przesądzić o tym, który z nas to który. I oboje mieliśmy na tyle wysokie kołnierzyki, by sprawę załatwił kod kreskowy na karku. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Cóż, teraz jak by, nie daj Boże, któregoś nas złapali, pomyśleliby, że sprawa załatwiona - wytłumaczył. W tej samej chwili, weszła Katherina. Odwróciliśmy się w jej stronę. Spojrzała na nas, zdziwiona, gdyż nie wiedziała o pomyśle Ben'a. 

(Katherina?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz