Dziewczyna naprawdę miała niewyparzony język. Przez cały lot nie odzywałem się do nich, tak samo jak przed i po pobycie w samolocie. Nie powinno to nikogo zdziwić, ja zazwyczaj siedziałem cicho. Nawet nie wiedziałem jak się odezwać. Można powiedzieć, że trochę czuję się jak ojciec który poznaje swoje dorosłe już dziecko, choć tak bym tego sam nie porównał. Owszem, powinienem się odezwać do Alec'a już dawno. Ale on również powinien jakiś krok do przodu zrobić. Chyba, że nie chciał mnie "poznać". Jakoś nie czuje się źle, że mu wparowałem do życia z butami. Dlaczego miałbym się źle czuć? Jestem jednym z tych, którzy biorą co chcą. A ja chciałem "poznać" mojego brata i koniec, kropka. Jednak źle opuszczało mi się Seattle. Tam była Max... Powinienem się zamknąć.
- Jasne - odpowiedział za nas Alec - Tylko chcę podrzucić moje rzeczy do domu - mruknął i pojechaliśmy jego Impalą pod jego dom. Wysiedliśmy, jednak tylko Alec poszedł. Serio, kto mu dał takie idiotyczne imię? Śmiać mi się chce, gdy je słyszę. Alek*, heh!
Oparłem się o samochód. Spojrzałem na Kath.
- Nie mogłem wcześniej przyjechać - zacząłem, patrząc na dom. - Miałem być szczery. Kiedy miałem dwadzieścia lat, pokłóciłem się z Max. Alec musiał Ci coś o niej mówić. Max była dziewczyną, z mojego oddziału. Jako dzieci byliśmy ze sobą bardzo blisko, niemal jak rodzeństwo. I wtedy się rozdzieliliśmy, podczas ucieczki z Manticore. Miałem pewien cel i gdy już go miałem zamordować, Max stanęła mi na drodze. Walczyliśmy, choć tego nie chciałem. Atakowałem ją, ale nie zrobiłem jej krzywdy. Myślałem o tym, bardziej jak o zabawie niż prawdziwej walce. Ona odwrotnie. Uczyniła mnie kaleką. Jedna moja noga była trwale uszkodzona, a druga... wiesz jak wygląda otwarte złamanie, prawda? Nie chciała tego oczywiście. Powiem Ci w skrócie. Na ogonie siedziała nam Manticore. Nie dałbym rady im uciec, więc przebłagałem Max by mnie zabiła. Niewprawnie skręciła mi kark, jednak nie umarłem. Pogrążyłem się w śpiączce, ale uniknąłem losu jaki mi chcieli zgotować za ucieczkę. Trwałem w tej śpiączce trzy lata. Gdy się wybudziłem... Dopiero wtedy dowiedziałem się o Alec'u. Jak byłem dzieckiem, miałem bardzo bujną wyobraźnię i zwyczajnie myślałem, że go sobie wymyśliłem. Wcześniej narozrabiałem w Nowym Jorku i tu nagle wiadomość, że z więzienia zbiegłem... ja. Nawet było "moje" zdjęcie! Postanowiłem więc znaleźć Alec'a. I to wszystko co musisz wiedzieć. Nie użalam się nad sobą, to nie jest w moim stylu, a wziąć się w garść powinien wziąć się mój brat. I to ja jestem tym "szalonym".
I wtedy Alec wrócił. Znów zamilkłem i nawet nie patrzyłem na Katherine. Wow, była to najdłuższa wypowiedź, jaką kiedykolwiek powiedziałem. W życiu. W ogóle ujawniłem jej rąbek mojej historii! I tak był to ledwie mały szkielet jednego wątku w moim życiu, nie ujawniający zbyt wiele. Ledwie dwa wydarzenia, wcale nie tak wartościowe.
(Katherina?)
*Alec czyta się Alek, ale to chyba wiadomo XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz