Bawiła się dobrze, jak widzę. Ja z kolei miałem z niej ubaw. Nie bała
się, więc będzie mniej ciekawie niż zwykle, ale nie zamierzałem
odpuścić. Kotecek był zadziorny. Przyciskałem ją do drzewa wolną ręką,
druga trzymała colta przy jej brzuchu. Dzieliło nas zaledwie kilka
centymetów.
- Oj, kotku, psujesz zabawę - Naburmuszyłem się. Była za młoda, na to by
coś wiedzieć o zabójcach Cassie więc, w sumie, mogę ją już zdjąć.
Powoli przesunąłem rewolwer wyżej, by nie marnować drugiego naboju na
dobijanie. Była już na wysokości jej serca. Jednocześnie uwolniłem broń z
jej uścisku, przecież mogła coś knuć, nie wiem, odrzucić ją czy coś -
Tak po prostu się poddajesz? Zero walki? Zawiodłaś mnie, kotecku.
Nacisnąłem spust, jednak kula nie trafiła w swój cel. Ułamek sekundy
później, ktoś gwałtownie odciągnął mnie do tyłu, więc kula trafiła go.
Widocznie byłem tak zajęty kotkiem, że zapomniałem o ostrożności.
Spojrzałem na postrzelonego człowieka, jednocześnie łapiąc równowagę. Po
reakcji dziewczyny, zorientowałem się, że zależy jej na tym mężczyźnie.
Wyraźnie, był to jej opiekun. Wycelowałem w demona, który mnie
odepchnął, jednocześnie mając oko na koteczka.
- Nie zbliżaj się kotku, bo zabije go do krówki nędzy - Zagroziłem jej, a
ona zatrzymała się w pół kroku. Oh, wreszcie mam "dźwignie". Rana nie
była na wylot, więc kula nadal była w ciele postrzelonego, który leżał
na ziemi. Tkwiła w boku.
(Kath?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz