niedziela, 22 czerwca 2014

od Romeo

Zachodnią część miasta skrywał gęsty mrok. Jedyne źródło światła, to lamy impali, którą jechałem. Dziś dzień był całkiem udany. Zabity stwór, którego śledziłem od dwóch dni. To właśnie on mnie doprowadził do ich roju. Katedra w której mieszkają jest jak na wyciągnięcie dłoni. Odkryty atak byłby głupotą, postanowiłem więc powoli wybijać ich. Sztuka po sztuce. A gdy ostatecznie ich osłabię, wyjawię ich ludziom. Czyż nie plan idealny? Mieszkają tu głównie młodziaki, osoby które ledwie ukończyły (albo jeszcze nie) osiemnaście lat. Łatwe cele, nawet nie spostrzegą się, kto ich załatwił. Zatrzymałem się dopiero na skraju lasu, który zbyt przyjaźnie nie wyglądał. To będzie ciekawe. Wyszedłem z mojego ukochanego autka, klepiąc je lekko po masce.
- Moje cudeńko - Mruknąłem troskliwie, czego powodem było, że ostatnio miała wypadek i cały tydzień spędziłem naprawiajając ją własnymi rękami. Otworzyłem pewnym ruchem bagażnik, którego zawartość mogłaby pozazdrościć armia. Był tam mój mały arsenał broni: pistolety różnej maści, naboje srebrne, zwykłe i z soli, noże, scyzoryki, flamaster i wiele, wiele innych. Wziąłem rewolwer Colt na srebrne naboje i dwa noże do samoobrony. Tak na wszelki wypadek. Oh, prawie zapomniałbym o naładowaniu rewolweru. Szybko naprawiłem błąd, po czym zagłębiłem się w las, szukając oznak życia.
Dwa razy prawie bym dostał zawału, kolejno przez sarnę i zająca. "Skup się, idioto". Wtedy wyczułem zmysłami kobietę-kota. Słodko. Wyszedłem spośród drzew, dokładnie za nią. Celowałem prosto w jej głowę.
- Zdawało mi się, ze widziałem kotecka. Dobze mi się zdawało. Widziałem kotecka - Przedrzeźniałem Tweety'ego z bajki Zwariowane Melodie. Odwróciła się w moją stronę. Była niewiele niższa ode mnie, była bladą szatynką o kręconych włosach.

(Kath?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz