- Tak. Chodźmy - Wyszedłem z hotelu, by wsiąść do samochodu. Katherine
poszła moim śladem i po chwili siedziała w chevrolecie. Ruszyłem. Znałem
drogę do tego miejsca, po jakiś dwudziestu minutach byliśmy tam.
Oczywiście przecznicę dalej, by nikt nie zauważył nas. Podszedłem do
tyłu samochodu i otworzyłem bagażnik. Kath miała otwarte usta z
zdziwienia. No tak, cały bagażnik był niczym magazyn broni.
- Wybierz sobie coś - Mruknąłem. Ja miałem za paskiem colta i dwa noże,
ale jeszcze na wszelki wypadek dorzuciłem pistolet. Przeszliśmy tą
przecznicę, aż do magazynu w którym widocznie znajdował się facet.
- Zostań na czatach. On to moja robota - Rzuciłem, po czym wszedłem do środka.
*Pół godziny później*
Wyszedłem z magazynu. Katherine stała niedaleko.
- To on? - Spytała, patrząc na mnie dziwnie. No tak, miałem na sobie krew tego skurczybyka.
- Tak.
*Motel*
Poszedłem pod prysznic, by zmyć z siebie krew, nie tylko jego. Z rany na
piersi spływała posoka, która nie zamierzała się w najbliższym czasie
zatrzymać. Wyszedłem z prysznica w samych jeansach by nie podrażnić
głębokiego cięcia. Usiadłem na łóżku i przyłożyłem do rany ręcznik. Miał
zatrzymać krwawienie, a aktualnie był cały w czerwonej cieczy.
Katherine weszła do pokoju. Siedziałem tak, jedną ręką trzymając
ręcznik, a drugą butelkę z whisky, z której pociągnąłem łyka. Cholerny
wilkołak.
- Jesteś już wolna - Uśmiechnąłem się.
( Kath? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz