Wyszedłem z samochodu, wyłączając silnik. Rozejrzałem się, wkładając za
pasek spodni Colt'a, drugą broń i nóż. W końcu Zakazany Las nie jest
przyjemnym miejscem, wręcz przeciwnie. Pełnym duchów i innych ścierw,
czekających na odpowiednią okazję. A ja jestem obcy i w dodatku jestem
Łowcą. Spojrzała na Colt'a, lekko zdziwiona.
- No co? Na wszelki wypadek - Spytałem, unosząc brew. Ruszyliśmy w głąb lasu.
- Jakie ładne miejsce - Parsknąłem, rozglądając się - W ogóle nie ponure.
- Boisz się? - Spytała, a ja rzuciłem jej spojrzenie spode łba, zaraz potem uśmiechnąłem się kpiąco.
- Ja? Ja się niczego nie boję - Mruknąłem, rozglądając się. Szliśmy
ścieżką i co kilka minut dostrzegałem jakieś postacie. Nie podoba mi się
tu. Mówiłem prawdę, nie bałem się, ale i tak cały czas byłem czujny.
Zawsze w takich sytuacjach byłem czujny. Kilkanaście metrów od nas
pojawiła się jakaś postać.
- Widzisz to? - Wskazałem na czarną sylwetkę. Od razu znikła, gdy tylko zobaczyła, iż ją obserwuje. Zły znak.
- Tak.
Pojawiała się jeszcze często, ta sama sylwetka. I coraz częściej nie
była sama. Położyłem dłoń na Colt'cie, kiedy krąg nie znikających już
sylwetek zaczął się zacieśniać. Były to wysokie na dwa metry, chude
postacie, najwyraźniej nie mające dobrych zamiarów. Katherine szykowała
się do ataku, a ja wyjąłem Colt'a. Wycelowałem w najbliższą z sylwetek i
wystrzeliłem prosto w jej łeb. Znikła i już się nie pojawiła. Podałem
Katherine pistolet krótki.
- Mamy przechlapane - Mruknąłem, kolejny raz wystrzeliwując w inną już
postać, tą co najbliżej podeszła - Oszczędzaj kule, masz jedynie pięć, a
ja cztery.
Było ich więcej niż kul. Ch.olera...
( Katherine?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz