Spojrzałem na katedrę. Była bardzo stara, widać to było na pierwszy rzut
oka. Uśmiechnąłem się, widząc bezpieczne schronienie. Odwróciłem się,
by spojrzeć, czy cienie zaprzestały pościgu. Dopiero teraz im się
przyjrzałem. Były wysokie, chude. Ale to nie były cienie. Miały pazury.
Czyli były groźne.
Odwrócenie się było błędem. Poczułem ból, rozdzierający bok. Usłyszałem
wystrzał, a ból ustał. Złapałem się za bok, krzywiąc się z bólu.
Spojrzałem na Katherine, zgięty w pół.
- Dziękuje - Mruknąłem, z bólem się prostując. "Cienie" zaczęły
wychodzić z lasu. Przekląłem głośno, widząc je, nacierające na nas
postaci. Musielibyśmy się przez nie przedrzeć, by dostać się do katedry.
Wyjąłem nóż, po to by wbić go z całej siły w czaszkę jednego z nich. Co
dziwne, poczułem opór. Te gnoje były namacalne. A nóż wyjąłem.
Spojrzałem na to, jak radzi sobie Kath. Dobrze.
- Nie atakowały Cię wcześniej? - Upewniłem się.
- Nie.
- To uciekaj - Mruknąłem, właśnie ratując jej skórę przed nimi. Były
szybkie. Za szybkie, bo gdy tylko się odwróciłem, poczułem kolejne
zadrapanie pazurów. Odwróciłem się ponownie, by wystrzelić do jednego z
nich. Padł. Dałem nóż Katherine.
- Nie - Chciała oddać go mi.
- Myślisz, że jest dobry czas na sprzeczki? - Mruknąłem.
( Kath? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz