-Nie jestem na ciebie zła.-mruknęłam.
-To o co ci chodzi?-spytał.
-O nic..-powiedziałam.
-Ehh..czy ja kiedyś zrozumiem kobiety?-zapytał sam siebie dobitnie.
Mimo to zaśmiałam się cicho.
-O,już ci lepiej?-uśmiechnął się.
-Poprawiłeś mi humor.
-Serio? Nie zauważyłem..-powiedział.
Znów się zaśmiałam.
-Dzięki za pocieszenie..
-Drobiazg.-uśmiechnął się.-Teram mi mów czemu poszłaś na dach kiedy zaczęło tak podać?
-Poszłam tam wcześniej..a wtedy nie padało,a jak już zaczęło nie chciało mi się wstawać..-jęknęłam.
-Ty leniu.-zaśmiał się.
-Oj tam..
-Teraz będziesz chora.-powiedział.
-To tylko przeziębienie.
Po chwili wrócił Shay z herbatą.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się.
-Proszę bardzo.-usiadł po drugiej strony kanapy obok mnie.
Po kilku minutach dość niezręcznej ciszy odezwałam się.
-Czemu poszedłeś na dach?-spytałam.
-Nigdzie cię nie było i cię szukałem..po potem wyczułem że jesteś na dachu i poszedłem tam.
-Czemu mnie szukałeś?
-Zwykle byłaś na przerwie ze mną..troszkę się zdziwiłem.
-Martwiłeś się?-uśmiechnęłam się delikatnie.
-Tylko troszeczkę.-mruknął.
Zaśmiałam się.
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz