sobota, 18 października 2014

od Bena - C.D Vivienne

Wiecznie zatłoczone miasto opustoszało, odgłosy życia ucichły.
Czarne chmury wzniosły się nad miasto, ociężałe i jakby zmęczone swym żywotem, by po chwili wylać potok swych czystych łez. Cała wielka metropolia ucichła i obumarła, a jedynym dźwiękiem były krople uderzające w budynki, parapety, okna, ulice i chodniki. Ten piękny i niebywale smutny widok, miasta pogrążonego w mroku przyciągał wiele artystycznych dusz. I choć Bena artystą nazwać nie można, jego zielone oczy obserwowały ten obraz, kiedy inni patrzyli w grające, odmóżdżające pudła. Zupełnie jak jego brat, z którym tak naprawdę nie łączy go nic więcej niż buźka.
Po paru chwilach, wyszedł na dwór. Ostatni ludzie chowali się pod dachami, by tylko uniknąć niespodziewanej ulewy. Ubierali co grubsze warstwy, okrywali się, patrząc jak cielęta w malowane wrota na mężczyznę idącego spokojnie przez ulicę, bez żadnej parasolki. Czy było mu zimno? Nie. Znacie to uczucie, gdy wychodzicie z gorącej kąpieli a to ciepło sprawia, że nie jest Wam zimno? To samo on czuł. Piękno wysokiej temperatury ciała, jaką muszą znosić tacy jak on. Czterdzieści stopni to na tyle dużo, by nie odczuwał mocno zimna. Zmierzał w stronę sklepu, po podstawowe rzeczy, potrzebne do funkcjonowania, obliczając w głowie co ma, a co trzeba kupić. Nawet robienie zakupów traktował jak misję od której zależy wszystko. Uroki wojska. Nagle doszedł do jego wyczulonego nosa zapach krwi, świeżej. Zacisnął szczękę, próbując zignorować nieznośną woń. Niestety, pech chciał, że właśnie w jej stronę szedł i szybko spostrzegł źródło. Młoda, ranna kobieta, klęcząca na środku chodnika, tyłem do niego, zaskoczona deszczem. Niezbyt wiedział, jak zareagować, kontakty międzyludzkie były dla niego zupełnie obce, postanowił więc z tym zwlekać, aż nie będzie w odległości metra. Niestety, szybko to naszło, a on nadal nie wiedział jak się zachować. Wszystko krzyczało, by ją ominął i sobie poszedł ale blokowała przejście. Spojrzał na krwawy ślad, prowadzący z sklepu aż tutaj, pokręcił głową i z grzeczności, głosem niezwykle obojętnym i zimnym niczym nocne powietrze, jakby miał nadzieje, że odpowie "nie", zapytał:
- Nic Ci nie jest?

(Vivienne?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz