czwartek, 26 czerwca 2014

od Clarissy

-To nie jest dobry pomysł!-powiedziała cicho Bianca gdy stanęłyśmy przed mostem prowadzącym do zachodniej części miasta
-Oj nie przesadzaj! Ja się jakoś nie boję-uśmiechnęłam się
-Clary...przemyśl to sobie. Będziesz żałować!
-Jak się boisz to wracaj do domu..
-Nie! Nie mogę pozwolić ci iść tam samej!-odpowiedziała szybko
Uśmiechnęłam się licząc na taką właśnie odpowiedź mojej opiekunki.
Szybko pokonałyśmy ten most i znalazłyśmy się na zrujnowanych uliczkach po których walały się gruzy..za pewne oderwane cząstki zrujnowanych kamiennych budynków, których tutaj nie brakowało. Przez kilka minut naszego zwiedzania nie natknęłyśmy się na żadnego stwora..ani człowieka jeśli jacykolwiek tutaj mieszkali.
-No widzisz! Nawet potworów tu nie ma...a ty się boisz!
-Nie boję się tylko ty nie wiesz jak wiele tutaj niebezpieczeństw się kryję! Jesteś zupełnie nieodpowiedzialna i za głupia...
-Skończyłaś?-spojrzałam zna nią ziewając
-Ty mała...
-Oj przecież wiesz jak kocham się z tobą droczyć-uśmiechnęłam się do przyjaciółki
-Jak stąd żywe wyjdziemy to pożałujesz,a teraz chodźmy dalej. Bo chyba chcesz dojść w konkretne miejsce?
-Tak..
Pół godziny później nie było mi już tak do śmiechu....Jakiś wielki stwór zainteresował się mną i Bianką..chyba swoim śmiechem zbudziłam go ze snu czy coś. W popłochu skręcałyśmy w kolejne uliczki nie wiedząc co począć. Starałam się chodź trochę skontrolować umysł tego...czegoś? ale w pośpiechu sama nie umiałam zebrać własnych myśli i wydać jakieś sensowne polecenie. No i nagle ślepy zaułek. No piękniej być nie mogło...
-Nie ruszaj się..postaram się odwrócić jego uwagę..a ty wtedy zaatakujesz go. Ćwiczyłyśmy atak,pamiętasz?-zapytała
-Tak..-mruknęłam cicho
Nie minęła chwila,a Bianca już atakowała go już czymś co przypominało kulę światła.
Dzięki temu odwróceniu uwagi starałam się skontrolować potwora i chwilowo "ogłupić" go. Wreszcie gdy to mi się udało usłyszałam krzyk opiekunki. Gdy spojrzałam na nią potwór już był w częściowym władaniu przeze mnie. Bianca upadła na ziemię,a rozerwany materiał jej koszuli odkrywał paskudną ranę na brzuchu z której obficie sączyła się krew. Szybko podeszłam do niej i prowizorycznie opatrzyłam to tak jak mnie uczyła w nagłych sytuacjach. Uniosłam ją, nie ważyła zbyt wiele tak więc nie szło mi to tak opornie. Stworzenie które nas zaatakowało nie miało możliwości ruchu,którą opanowałam. Uciekałam tą plątaniną ulic niosąc przyjaciółkę. Dopiero później "więź" pozwalająca na kontrolowanie poczynań stwora osłabła,aż w końcu zniknęła całkowicie. Nie przejęłam się tym gdyż byłyśmy już spory kawał drogi od miejsca zdarzenia. Zaczęło się ściemniać więc poszukałam schronu w jednym z budynków, który nie była aż tak zrujnowany jak pozostałe. Położyłam ją na czymś co kiedyś pewnie stanowiło dość gruby koc jednak czas i inne rzeczy zrobiły z nim swoje. Nie wiedziałam zupełnie co zrobić...Schowałam twarz w dłonie i próbując się opanować nie usłyszałam zbliżających się kroków. Chłodny głos wyrwał mnie z tego dziwnego stanu. Byłam przestraszona. Odwróciwszy się dostrzegłam ciemnowłosego chłopaka.

(Law?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz