To był jeden z tych dni w których najchętniej pozabijałbym każdego kto
stanie mi na drodzę.Od samego rana wszystko mnie irytowało.Dosłownie
wszystko.Szczególnie Lukrecja się uwzięła,że powinienem iść do szkoły
jak normalnuy człowiek zamiast siedzieć w tej stęchłej dziurze.Ale czy
ja kiedyś powiedziałem,że jestem normalny?No więc mając dość gadania
mojej mentorki po prostu wyszedłem z budynku który stanowił moje
mieszkanie i wyszedłem na mały spacer.Głównie idąc przez korytarze
budynków bo jednak nie widziało mi się łazić głównymi ulicami miasta i
narażać się ttm obleśnym stworom.Co jak co ale chciałbym jeszcze pożyć
trochę.No więc minąłem miejsce które kiedyś było sklepem by wejść do
budynku który kiedyś prosperował jako hotel.I w tym momencie moją uwagę
przykuły dwie dziewczyny.Jedna siedziała skulona pod ścianą natomiasr
druga leżała.I sądząc po krwi była ranna.
-Co wy tu robicie?-warknąłem chłodno podchodząc bliżej
Ta która najwidoczniej nie miała żadnej rany podniosła na mnie wzrok.
-Możesz...mi pomóc...ona...została zaatakowana...
Zmierzyłem wzrokiem ranną.
-Wszystko kosztuje-mruknąłem zakładając ręce na klatkę piersiową-Jeśli nie masz czego zaoferować nie ma pomocy.
[?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz