Próbowała mnie zabić, potem zaatakowali nas, uratowała mnie. Musiałem to wszystko jakoś odreagować, a to był sposób idealny.
Jak ja kocham ryzyko. Niebezpieczeństwo. Balansowanie na krawędzi. Pocałunek który mógł mnie zabić był słodszy niż jakikolwiek na świecie. W końcu zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda? Moje zachłanne wargi wędrowały po jej, nie dając nawet chwilę na wzięcie oddechu. Odsunąłem trochę, by uśmiechnąć się i rzucić:
- Wiesz, chyba zaczyna mi się kręcić w głowie - rzuciłem żartobliwie, co do jej komentarza o zabijaniu. Nachyliłem się nad nią, powoli zmieniając pozycję. Po chwili już leżałem na niej. No, nie tak do końca, nadal podpierałem się. Po chwili zeszedłem ustami na jej żuchwę. Jedną rękę wplotłem w jej włosy, by zaraz lekko, nie sprawiając jej bólu bo to nie było moim zamiarem, ją pociągnąć za nie. Tak oto zmusiłem ją, by odchyliła głowę do tyłu. Zjechałem ustami na jej odsłoniętą szyję, zataczając językiem kółka. Ku mojej satysfakcji, sprawiłem, że jej oddech zaczął być nierówny, niespokojny. Drażniłem jej skórę zębami. Troszkę to dziwne, wampir i demon. Wampir torturowany przed demony właśnie wylądował w łóżku z demonem. Demon mający porządny uraz do wampirów (które odkąd pamięta próbowały mu się dobrać do tętnicy) właśnie całuje się z jednym z nich. Ok. Zbytnio się tym nie przejmowałem, nie ma sensu. Jedyne co mnie teraz obchodziło to to, że ta oto drobna, zacięta i silna kobieta przyśpieszała mi tętno. Wolną ręką odwiązałem jej ręcznik.
(Juliette?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz