W tej chwili miałem absolutną nad nią władzę, mimo, że to moja krew skapywała na podłogę. Mogłem robić z nią co chce, nie dość: ona mi na to pozwalała, podobało jej się to. Nie miała nic przeciwko mojej brutalności, bo inaczej tego nazwać nie można. W tej chwili była moja, całkowicie, niezaprzeczalnie moja. Żadne z nas się nie powstrzymywało. Nie było granic, ograniczeń, zasady nie istniały. Pragnęliśmy siebie, ta prymitywna żądza zamroczyła nasze umysły. Byliśmy tylko my, świat w około nie istniał. Po pokoju roznosiły się jęki i stękania, nasilone z każdym kolejnym moim mocnym, gwałtownym pchnięciem w niesłabnącym rytmie. Sąsiedzi? A kto się nimi przejmuje? Sami wybrali kiepski motel na obrzeżach miasta, niech więc teraz się nie dziwią. Juliette dość krwawo ukazała, że jest jej dobrze. Całym moim ciałem wstrząsnął lekki dreszcz bólu wymieszanego z przyjemnością, gdy jej paznokcie pozostawiły głębokie rany na moich plechach. Jęknąłem cicho, wprost w jej usta i mocniej przyciągnąłem ją do siebie o ile to możliwe, pogłębiając pocałunek. Nasze języki zręcznie omijały jej ostre kły w erotycznym tańcu. Oplotła nogami mnie w tali, co wzmocniło doznania.
Jedną ręką ją obejmowałem, za to druga wędrowała po jej rozgrzanym, wrażliwym ciele. Juliette wygięła się w łuk, nieznacznie się ku mnie wysuwając. Z pozoru może się wydawać, że w niezwykle wyuzdany sposób zaspokajamy żądze, jednak wszystkie te pozbawione delikatności ruchy jednocześnie były namiętne, zmysłowe. Po paru chwilach, dla nas jednocześnie tak długie i krótkie, doszła, a niewiele później ja. Z gardła wampirzycy wydobył się chrapliwy krzyk. Jednocześnie oderwała się od moich ust i odchyliła głowę do tyłu. Uśmiechnąłem się lubieżnie, obserwując ją. Próbowałem opanować spazmatyczny oddech, jednak to było trudniejsze zadanie niż myślałem.
- Musimy to kiedyś powtórzyć - stwierdziłem.
(Juliette?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz