W milczeniu spojrzała po sobie. Była w stroju "roboczym". Czarne leginsy ciasno przylegały do jej ciała, tak samo bluzka. Włosy, teraz niechlujnie rozrzucone na ramionach ostatnimi siłami trzymała razem gumka, powoli ześlizgująca się. Uniosła wzrok. Szmaragdowe kryształy lustrowały nieduże pomieszczenie, przywodzące jej na myśl pokój jakiegoś geniusza, który nigdy nie ma czasu posprzątać.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Wysoki szatyn z tatuażem na lewym ramieniu, widoczne kości policzkowe. Dziewczyna starała się zapamiętać jego twarz; chciała, czy nie, w końcu zawdzięczała mu życie.
Nie, nie sądziła że zrobił to z dobroci serca, bo teraz mało kto takowe posiada. Raczej z poczucia obowiązku albo strachu.
Wydawał się być jednak inny niż zwykli ludzie. Miał w sobie coś ciekawego. Tak naprawdę nic o nim nie wiedziała, był po prostu cichym obcym. Zdawałoby się, że umie docenić milczenie, jak ona.
Vivienne ostatni raz spojrzała na niego. Z mokrych włosów skapnęła kropla wody i rozbiła się o podłogę. Nie spuszczał jej z oczu, zupełnie jakby bał się, że jest nieobliczalną psychopatką, zaraz wyciągnie shurikeny, by wbić je w jego gardło. Kącik jej ust uniósł się minimalnie.
- Jestem twoją dłużniczką. - Honor nakazywał jej zawsze spłacać długi i wyrównywać rachunki. Trochę żałowała, że jej pomógł. Musiała teraz oddać mu jakąś przysługę, nie zawsze w dobrej sprawie. Ale kto to mówi? Morderczyni? Dotknęła zimnego blatu stołu i przeszła przez pokój w kierunku drzwi.
Ben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz