Przez chwilę miała płonną nadzieję, że obcy po prostu ominie ją i wejdzie do sklepu albo przejdzie obok nawet jej nie dostrzegając, jak to mają w zwyczaju zabiegani ludzie XXI wieku. Kroki powoli jednak zwalniały, cichły. Zaklęła pod nosem, narzekając, że akurat teraz los zesłał jej jakiegoś opiekuńczego, czy może raczej ciekawskiego osobnika. Kropla deszczu zawisła na czubku jej nosa, po czym zadrżała i spadła, rozbijając się ciężko o betonową płytę chodnika, kiedy próbowała wstać.
- Nic ci nie jest? - usłyszała niski, męski głos. Przygryzła wargę i zaciskając powieki wstała oplatając brzuch rękoma. Nie chciała obracać się i ryzykować tym samym, że obcy odszyfruje jej prawdziwe uczucia przez grymas bólu, który wykrzywiał jej twarz. Chciała jedynie wrócić do domu.
- Wszystko w porządku - ucięła krótko, zachowując spokojny ton. Starając się nie utykać ruszyła przed siebie w deszczu, wgłąb ciemnej, zimnej ulicy. Zamrugała oczami, przed którymi zebrała się czarna mgła nieprzytomności. Wsparła rękę na ścianie sklepu, biorąc głęboki wdech i zostawiając na niej krwawy odcisk dłoni.
- Ej! - Głos nieznajomego dobiegł ją zniekształcony, jakby znajdowała się pod wodą. Uliczne światła zlaly się w jedną, jasną plamę. - To chyba twoje. -
Vivienne obróciła się opierając już całym ramieniem o chropowatą powierzchnię ściany, odkrywając głęboką ranę kłutą na brzuchu. W dłoni młodego chłopaka tkwił nóż, po ostrzu którego spływały perliste krople deszczu. Musiał jej wypaść.
- Rzeczywiście - uśmiechnęła się słabo, po czym opadła na kolana, sekundę potem leżąc już na chodniku bez przytomności.
Ben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz