Cholerna pogoda. Podobno warunki pogodowe nie pozwalają wylecieć. Nienawidziłem samolotów... Zaraz. Alec też panikował, kiedy mieliśmy wylecieć. Udzielił mu się mój strach? Hah. No nic, lot został przełożony, musiałem wrócić do do... idioto, już nie masz domu. Nie chciałem się wciskać do domu Castiela, więc postanowiłem przenocować w motelu.
Spałem do jakieś dziewiątej. Eh, mięśnie mnie trochę bolały (w przeliczeniu na ból jaki odczuwa człowiek, to jak wyjątkowo bolesne zakwasy). No, ale czego się dziwić po człowieku leżącym w śpiączce od (według karty) dwóch lat?
Wstałem, wziąłem prysznic, zjadłem coś (odkrywając czego moje nowe kubki smakowe nienawidzą, a co kochają), napiłem się whisky, wyczyściłem bronie. Ok. Trzeba jakoś normalnie funkcjonować, złamane serce to nic nowego. Chodziłem po mieście, nudząc się niemiłosiernie. Kiedy powrót do polowań? Muszę polować dalej. To mnie uratowało ponad sto lat temu, teraz może też.
Źle się czułem na razie w tym ciele. Jestem demonem który wyjątkowo rzadko zmienia naczynia, zazwyczaj w jednym zostaje kilka lat. Powiedzmy, że jestem sentymentalny, w przeciwieństwie do innych, którzy raczej nie przywiązują się do powłok.
Przynajmniej wreszcie nie mam trzydziestu dziewięciu stopni temperatury! Odkryłem również, że jestem teraz zimnolubny. Miło, bo zawsze wolałem chłód, gorzej znosiły go ciała które opętywałem. Może taki byłem za życia?
Ku mojemu nieokazywanemu niezadowoleniu, natknąłem się na Katherine. Nie wierzę... Chcę już stąd wyjechać, bo naprawdę nie chce jej widzieć.
( Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz