Nie ma na tym świecie ideałów. Z pozoru silny, dobrze wyszkolony i pewny siebie, tak naprawdę wynaturzenie mające problemy z psychiką, posiadający wiele wad i defektów, tak zawzięcie chowanych, skrywanych przed światem. Ujawnienie ich oznaczało śmierć. Zapewne gdyby ona się tu nie pojawiła, w końcu by go zgarnęli. Nawet nie wiedziała, co ona takiego zrobiła, jak wielkie znaczenie miał ten czyn. Oczywiście nie zamierzał jej tego ujawniać, ukazując swą kolejną słabość.
Nawet nie wiedział kiedy stracił przytomność. Dzięki dawce leku nie był to sen wieczny, zabierający Bena w zaświaty, by zmierzył się z sobą samym.
Powieki powoli się uchyliły, ukazując zielone oczy, potrzebujące chwili by przywyknąć do rażącego światła. W głowie kłębiło się milion myśli, kiedy próbował sobie przypomnieć co się wczoraj stało. Ręką sięgnął do prawej kieszeni. Wyjął powoli opakowanie leków, w postaci małej, pomarańczowej fiolki. Sprzedawane jako suplementy diety miały bardzo duże znaczenie dla X5, dostarczając substancji jakiej ich mózg sam nie jest w stanie produkować. Przeliczył szybko tabletki które zostały w opakowaniu, jednocześnie połykając jedną, by usunąć wszelkie efekty uboczne. Pięć zostało. Wystarczająco by zapobiec, zbyt mało by powstrzymać w trakcie. Z ust wydobyło się ciche westchnięcie, gdy je schował. Usiadł, spuszczając nogi na zimną podłogę. Zielone oczy bacznie badały teren, w tym przypadku pusty pokój. Nie miał jednak dużo czasu, gdyż do pomieszczenia wtargnęła Vivienne. Przeniósł spojrzenie na nią. Wstał, nawet się nie chwiejąc. Przez ten czas kiedy był nieprzytomny, zdążył się zregenerować i wypocząć za wszystkie czasy.
- Zabawna sytuacja - stwierdził, swoim charakterystycznym, niskim głosem. Miał oczywiście na myśli,że dwa tygodnie temu to ona obudziła się w jego mieszkaniu, po tym jak ją uratował. - Dziękuje - powiedział. Nie, nie był zadzierającym nosa księciem, był świadomy, że każdy czasem potrzebuje pomocy.
(Vivienne?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz