- Przejdę się - rzekła stanowczo. Wszystkie te jego kąśliwe uwagi i
docinki typu "A drzwi po sobie zamknąć to nie łaska?" wskazywały jedynie
na jego niski poziom rozwinięcia. Widocznie przy mutacji coś poszło nie
tak. Ewentualnie przy porodzie.
Szła prężnym krokiem, jednak po chwili poczuła rozlewające się po
brzuchu ciekłe, lepkie ciepło. Zerknęła na bluzkę, na którym wykwitł już
pąk czystokrwistej czerwieni. Skok z pędzącego auta, chociaż
zamortyzowany przez miękki koziołek nie mógł skończyć się bez obrażeń.
Grot wzbił się w powietrze, przemykając jako czarny kształt na
powierzchni słońca. Samochód ruszył za nią z ciągle otwartymi drzwiami.
- Nie wygłupiaj się! - krzyknął ze środka mężczyzna, ale zagłuszył go
odgłos przejeżdżającego tira. Vivienne wkroczyła w wąską alejkę,
zostawiając towarzysza i jego głupie żarciki daleko w tyle. Mieli dość
podobne charaktery, czego w dalszym ciągu nie zauważała, a może nie
chciała zaważyć. Nie irytował jej, nie wkurzał. Po prostu miała wrażenie
że się nie polubi. Dwa bieguny minus się nie przyciągają.
<Ben? Jeśli nie chcesz to nie kończ. A i przepraszam, że tak krótko,
ale nawet w weekend ludzie i obowiązki nie dają mi spokoju ._.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz