Obudziło mnie szczekanie. Jak zwykle mój opiekun nie dawał o sobie zapomnieć.
Chłodny wiatr muskał mnie po twarzy. Powoli otworzyłem oczy. Ukazało mi się bezchmurne, błękitne niebo. Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać, niestety Ares nie chciał tego zrozumieć. Uderzył mnie łbem w ramię. - Spokojnie stary, już wstaję. -powiedziałem i niechętnie podniosłem się z ziemi. Złapałem się za głowę, która okropnie mnie bolała. Doberman popatrzył na mnie z pogardą. - Czego się gapisz? -spytałem zwierzaka. Rozejrzałem się i od razu ruszyłem w stronę ścieżki. Kiedy znalazłem się na dróżce bez zastanowienia ruszyłem w prawo. W końcu bez różnicy było, w którą stronę pójdę. Do domu wracać nie zamierzałem. Szedłem przed siebie. Wyjąłem z kieszeni fajkę i zapaliłem. Pies, który cały czas podąrzał obok mnie zaprotestował. - Nie spinaj się tak. -powiedziałem bez namysłu. Przechodzący obok człowiek spojrzał na mnie dziwnie. No tak... Gadam z psem. Nie przejmując się tym, podążałem zgodnie ze ścieżką. W końcu park się skończył. Znalazłem się w mieście. Po krótkim namyśle skręciłem w lewo i znów szedłem prosto przed siebie. W zamyśleniu mijałem ludzi, których nie znałem. Na każdej twarzy rysowała się obojętność. Puste spojrzenia co jakiś czas spotykały się z moim wzrokiem, pełnym cierpienia, zatuszowanego lekceważącym uśmiechem. Wszyscy byli tacy sami. Poza nią... Po drugiej stronie ulicy zobaczyłem dziewczynę inną niż wszyscy. Miała piękne, brązowe włosy i cudowne oczy. Oczy pełne życia, od których nie mogłem oderwać wzroku. Ona również spojrzała na mnie. Szedłem dalej, przyglądając się jej, do momentu, gdy uderzyłem w jakiegoś człowieka. - Uważaj jak łazisz dzieciaku! -krzyknął i oddalił się. Przeszedłem przez ulicę i podszedłem nieco bliżej dziewczyny. Coś mnie do niej ciągnęło... Zatrzymałem się niedaleko. Nie chciałem podchodzić bliżej, w końcu nie znaliśmy się. Obejrzałem ją od góry do dołu. Była piękna... (Clarissa... zauważysz biednego aniołka na kacu? ;p) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz