Uśmiechnąłem się do niej. Ben gdzieś poszedł, pewnie do swojego kozackiego składzika z bronią. Ile on ma tam czyszczenia i ostrzenia. Trzeba w końcu dbać o swą broń.
- To dobrze - powiedziałem. Nie chciałem, by się kłócili. No właśnie. Zmiękłem ostatnio, bardzo. Co ta dziewczyna ze mną robi? Hah, jaki ze mnie pantoflarz. Muszę to zmienić, z pewnością. Ale nie teraz, aktualnie miałem dużo ważniejsze sprawy na głowie. Pocałowałem ją namiętnie - Ale jeśli jeszcze raz Cię dotknie w złych intencjach.... - Dodałem, mając złowrogi ton. Nie skończyłem wypowiedzi, zostawiając tą niepewność jak w filmach. To nadało takiej grozy wypowiedzi, albo po prostu naoglądałem się zdecydowanie za dużo filmów akcji. Brakuje jeszcze epickich okularów i papierosa w ustach. I oczywiście gnata za paskiem. Katherina zaśmiała się, a ja wznowiłem chciwy pocałunek. Jednym, płynnym ruchem pozbawiłem jej koszulki, po czym popchnąłem ją na łóżko, które Ben skądś załatwił. Łóżko to za dużo powiedziane, to była bardziej duża prycza, na której był gruby, miękki materac, kołdra i poduszka. Ale czego się więcej spodziewać? Przynajmniej było wygodnie. Sam zdjąłem koszulkę, po czym położyłem się na Katherine.
- Idę do kościoła, wrócę za jakieś cztery godziny. Mam nadzieje, że się wyrobicie! - Usłyszeliśmy znudzony głos Bena. Po chwili trzasnęły awaryjne drzwi którymi wyszedł zapewne by nas nie mijać, a ja uśmiechnąłem się rozbawiony.
(Kath?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz