Buntownicza natura i oburzenie zaciągnięciem na tą dziwną zabawę nie pozwoliło mu się zgodzić na słowa Katherine, choć niewątpliwie miała rację. Uparty jak osioł, to za mało powiedziane. Nie przyznał jej więc racji, tylko uśmiechnął się. W tej samej chwili, nadszedł koniec piosenki. Oderwał się od kociaka.
- Przyniosę nam coś do picia - stwierdził, szybko namierzając wzrokiem najbliższego kelnera, nie kręcili się już bowiem pomiędzy tańczącymi w obawie, że któryś potrąciłby ich a drogi alkohol oraz szampan znalazłyby się na idealnie wypolerowanej podłodze. Szybko by dotarł do jednego z nich, gdyby jakaś nieuważna przedstawicielka płci pięknej nie zderzyła się z Alec'em ramieniem. Zatrzymał się gwałtownie.
- Przepraszam - bąknęła, dokładnie w tej samej chwili gdy instynktowanie sam chciał powiedzieć to samo. Spuścił powietrze z płuc, a kąciki ust podniosły się wysoko w tym uroczym uśmiechu, którym dysponuje.
- Ależ nie ma za co.
- Co tu robisz?- spytała, gwałtownie się odwracając. Idealna pamięć do twarzy tym razem go zawiodła, gdyż nie rozpoznawał jej. Wina maski? Nie, to nie to. Uniósł brew wysoko, przyglądając się jej.
- To co wszyscy? Dziwi mnie to pytanie, ponieważ Cię nie znam - odpowiedział wolno, nadal zastanawiając się, co tu się właściwie dzieje. Ukryta kamera... nie. Raczej brat bliźniak. Olśnienie! Parsknął śmiechem.
- Co...
- Obawiam się, że nabrałaś się na męską wersję "nie wierzcie bliźniaczką" - wytłumaczył, nie kryjąc rozbawienia sytuacją. Nie był przyzwyczajony do mylenia go z bratem, zazwyczaj bowiem działo się odwrotnie. To Alec był tym znanym, przebojowym braciszkiem, podczas gdy Ben trzymał się na uboczu, będąc cichym, nocnym obserwatorem.
( Vivienne? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz