Nie mogłem odgonić od siebie ciemnych myśli. Moja Katherina... czy też nie koniecznie moja. Tak bardzo nie chciałem jej mówić o tym cholernym demonie. Owszem, mogłem po cichu go wysłać do piekła i sam żyć. Tylko... tylko nie dałbym rady.
- Kocham Cię - powtórzyłem. Po chwili opadłem na materac, jednak bardzo blisko Katheriny, którą zaraz przytuliłem. Chciałem ją mieć przy sobie, jak najbliżej. Gdy się dowie... już nigdy nie będę jej mieć przy sobie. Ona nie mnie kocha. Zakochała się w tym demonie, tutaj na wyspie. Ja jestem tylko niewygodnym dodatkiem. Gdy on opuści moje ciało, on tu najpewniej zostanie. A ja? Będę musiał odejść. Co więcej, będę chciał odejść. I będę musiał się nauczyć nie kochać, to mnie osłabia. I rani. Ale przecież to już dawno wiedziałem i sam sobie taki los zgotowałem.
- Alec, co się dzieje? - spytała cicho. Spojrzałem na nią z dołu i uśmiechnąłem się wesoło. Robienie dobrej miny do złej gry to moja specjalność. Podniosłem się i ją pocałowałem przeciągle, by znów się uśmiechnąć. Dlaczego nie?
- Nic, kotku. Jest wspaniale - powiedziałem. I to była prawda. Przy niej było mi wspaniale. Zawsze, nawet w najgorszych możliwych dla nas momentach.
(Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz