czwartek, 4 września 2014

od Ben'a - C.D Katheriny

Spojrzałem na Katherine, która stała na krawędzi klifu. Sam nie mogłem spać, nie mówiąc o tym, że na samym początku gdy już ledwie zasypiałem, obudziła mnie Kerry. I musiałem kolejną godzinę siedzieć u niej w pokoju, by mogła spokojnie spać. Drewniane krzesełko to nie szczyt wygody, więc nie miałem szans na uśnięcie. Dopiero potem wróciłem do swojego pokoju i tam przez następne dwie godziny leżałem, by zacząć szwendać się po okolicy. Aż tu nagle widzę naszego kotołaka stojącego na krawędzi. Widok jak z obrazka. Postanowiłem podejść i tak oto się tu znalazłem. Stanąłem z nią na równi, również przypatrując się wodzie. Chętnie bym skoczył, ale nie marzy mi się wdrapywać tyle metrów po mokrych skałach w górę. Perspektywa zimnej kąpieli była jednak bardzo kusząca. Muszę sobie ją odpuścić. Eh. Szkoda. Dobrze by mi to zrobiło.
- To jest nas dwoje - powiedziałem, biorąc jakiś kamień i rzucając go w dół. Nawet nie usłyszeliśmy jak wpadł, ponieważ fale zbyt mocno rozbijały się o kamienną ścianę. I wtedy sobie uświadomiłem, że przecież ona nie wie czy to ja, czy Alec. Posiadanie brata bliźniaka jednak nie jest aż takie fajne. W sumie, nigdy nie uważałem by to było fajne. - Ben, tak jakby co.
Kiwnęła głową. Stałem w "bezpiecznej odległości", nie od klifu, jednak od niej. By nie było możliwości przypadkowego dotknięcia. To sprawiało, że pomiędzy nami był taki chłodny dystans, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało. Wręcz było na rękę.
Spojrzałem w górę, na ciemne, gwieździste niebo. Lepiej się czułem "na wysokościach". Było bliżej nieba i to mi zawsze dodawało siły.
- Może uznasz to za religijny bełkot, ale Ona tam jest i nas strzeże. Wszystko się ułoży - cicho rzekłem, bawiąc się palcami moim wisiorkiem z podobizną Niebieskiej Pani... czy jak to inni mówią Matki Boskiej. Nie przywykłem do tej drugiej nazwy.

(Katherina?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz