Przekroczyła próg sali z wahaniem. Cały ten przepych ozdób, ludzie w
wyśmienitych humorach, gamy najpiękniejszych barw i najpiękniejszych
par, sunących lekko po lśniącym parkiecie... wszystko to wydawało się
jej jakieś kiczowate. Zupełnie tu nie pasowała. Miała ochotę zdjąć tę
głupią maskę, rzucić ją na tą idealną, wypolerowaną podłogę i zatańczyć
na niej dougie. W końcu przebranie było jej do niczego nie potrzebne;
nawet bez niego i tak nikt by nie poznał Lotki, bo żyła głównie nocą i
mało kto wiedział, że w ogóle istnieje.
Lucy już okręciła sobie wokół palca jakiegoś naiwniaka (Lu jest wieczną
singielką, która lubi przygody), a Vivienne ruszyła dziarsko przez salę
do najbliższego punktu zaczepienia, czyli stołu. Innym wyjściem była
ściana, ale gdyby tam stała ktoś mógłby ją bez przeszkód poprosić do
tańca, a tak zawsze mogła udawać, że jest zajęta jedzeniem. Jednak w
drodze coś innego przyciągnęło jej uwagę; stojące na półce w równym
rzędzie figurki trzynastu nadnaturalnych ras. Nie były one jakoś
specjalnie wyróżnione, chociażby podświetlone; po prostu tkwiły na swoim
miejscu nie zwracając niczyjej uwagi. Znalazła się wśród nich i
Amazonka, oczywiście idealna, lekko umięśniona brunetka. Vivienne wzięła
ją do ręki, przyglądając się jej. Następnie przeniosła wzrok na
zwykłych ludzi, wchodzących do sali. Kim była?...
Odłożyła figurkę na miejsce z popsutym humorem, chociaż warto zastanowić się czy można popsuć coś, co od dawna już było popsute.
Odwróciła się i zderzyła ramieniem z pozornie nieznajomym.
- Przepraszam - bąknęła tylko, nawet nie patrząc na mężczyznę.
- Ależ nie ma za co. - Ten głos był dla niej dobrze znany. Obróciła się gwałtownie.
- Co tu robisz? - rzuciła niezbyt mądrze.
<Ben? Denne, ale nie mam dziś głowy do opowiadań, wybacz :/>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz