Rezydencja wznosiła się w górę, mając na oko cztery piętra. Prowadziły do niej wielkie, drewniane drzwi otworzone na rozcież, z których płynęła muzyka dostosowana do okoliczności. Z jednej strony balowa, z drugiej tajemnicza i wzbudzająca lekki niepokój. Mężczyzna stanął przed wejściem. Ciemne blond włosy były rozczochrane, w artystycznym nieładzie, co pasowało do czarnej, prostej maski (klik). Pociągnął łyka z piersiówki, którą zaraz schował w kieszeni, po wewnętrznej stronie marynarki. Koło niego stanęła Katherina. Odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się, po czym podał jej rękę jak to się robi na balach*. Odwzajemniła uśmiech i ruszyli razem do środka, równie zachwycającego. Złoty żyrandol oświecał wielką salę, na której kłębili się ludzie oraz nie-ludzie. Całe pomieszczenie było z drewna. Na podeście stała orkiestra, grająca. Alec poprawił smoking, nadal niezbyt będąc do niego przekonanym.
- Jak mnie na to namówiłaś? - spytał Katheriny, rozbawiony całą tą sytuacją z balem. Wykręcić się już nie miał jak.
(Katherina?)
* - Nie wiem jak to inaczej nazwać XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz