Leżałam tak oszołomiona na ziemi,a serce waliło mi jak szalone. Zerknęłam na Ben'a ,który zwijał się i tarzał ze śmiechu. No i masz. Alec stał tak nad nami trochę zdziwiony, jednak zaraz sama wybuchnęłam śmiechem.
Podniosłam się do siadu i przeczesałam ręką włosy, popatrzyłam na Ben'a który dalej się śmiał i uśmiechnęłam się rozbawiona.
-To Ci się udało-zaśmiałam się
-Tak wiem-odpowiedział , można było nawet uznać że zdeczka się dusi xD
No po prostu skromności jak widać mu nie brakuje. Pokręciłam oczami i szturchnęłam go delikatnie.
-Wystraszyłeś mnie-dodałam rozbawiona
Podniosłam się z ziemi z pomocą Alec'a i otrzepałam się porządnie.
-A ty co czemu nie zareagowałeś?-zapytałam zaciekawiona
Alec podrapał się po karku i zaczął coś tam mamrotać pod nosem, szukając jakiegoś wyjaśnienia na moje pytanie.
-To było ukartowane co!-zaśmiałam się
-Tak!-obaj równo powiedzieli.
-Z wami to zawału można dostać -pokręciłam głową z delikatnym uśmiechem.
Odwróciłam się w stronę brata Alec'a ,który już zdążył się podnieść. Zaśmialiśmy się jeszcze wszyscy ostatni raz i zaczęliśmy wracać w stronę fabryki. W pewnej chwili poczułam dziwny zapach............wilkołaka. Usłyszałam jakby wystrzał.
-Padnij!-krzyknęłam i popchnęłam chłopaków na ziemię.
W drzewo trafił pocisk, a konkretniej duży kołek. Mruknęłam coś pod nosem i podniosłam się z ziemi. Szybko złapałam za sztylet ze srebra i pognałam za napastnikiem. Biegłam za nim w las i omijałam skutecznie pociski, które wystrzelał w moją stronę. Jednak ja rzuciłam w nie sztyletem. Trafiłam w klatkę piersiową i w tej samej również chwili wilkołak trafił we mnie. A konkretniej trafił w ramię, kołek przebił je na wylot, ale mimo to dalej tkwił w środku. Syknęłam z bólu i zerknęłam na niego wściekła. Wyciągnęłam kołek z ramienia i przykucnęłam przy wilkołaku.
-Kto znów was przysłał!-warknęłam
-Błagam nie......-wydusił- Kazano mi Ciebie obserwować i zabić w razie....-zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Zabić? To ja będę dla ciebie taka miła i zgotuję Ci szybką śmierć-mruknęłam.
Szybkim ruchem wyciągnęłam sztylet z jego brzucha i wbiłam prosto w jego serce. Przeszukałam go dokładnie aż znalazłam parę rzeczy,które się przydadzą. Przyjrzałam się kontaktom , zapisałam te które znałam bardzo dobrze i rozwaliłam telefon. Podniosłam się z ziemi i dotknęłam swojego ramienia. Na wylot, eh to nie wróży szybkiego gojenia. Mniej więcej 4 do tygodnia , będzie się to goić. Na mojej ręce było pełno krwi, a zaraz obok mnie pojawili się Ben i Alec.
-Jesteś ranna?-zapytał szybko Alec
-Nie......to jego krew-mruknęłam omijając prawdę by się tak nie martwił.-Powinniśmy na serio już wracać.
(Romeo?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz