Kiedy spał patrzyła na niego. Z dozą zainteresowania i niepewności. Nie
dlatego, że był zmutowany genetycznie i różnił się od niej. Po prostu
już dawno nie czuła się komuś potrzebna.
No, może oprócz zleceniodawcom, kiedy musiała komuś poderżnąć gardło.
Przechyliła głowę niczym zdziwiony szczeniak, gdy przez sen marszczył
brwi i zaciskał dłonie w pięści, jakby wyrywał się z objęć koszmaru.
Wiedziona głupią ciekawością dotknęła lekko palcami jego czoła i warg.
Oddychał szybko i płytko, jakby zaraz miał się zbudzić. Zanim otworzył
oczy poderwała się z miejsca spłoszona przez nerwowy ruch jego powiek.
Wkroczyła do pokoju po kilku minutach z książką w dłoni. Długi, luźny
warkocz spadał przez jej lewe ramię, nie zdążyła poprawić go od wydarzeń
wczorajszej nocy. Także koszulka sięgająca do połowy ud została na
swoim miejscu.
Słowa podziękowania zaskoczyły ją. Znowu włączył się jej szczeniaczkowy
tik i głowa przechyliła się o dobre 40 stopni. W końcu dotarło do niej,
że spłaciła swój dług i nie ma żadnych zobowiązań. Uśmiechnęła się
mimowolnie.
- Pójdę już - oznajmił bez ogródek, wstając z ciężkim westchnieniem. -
Vivienne - dodał przechodząc obok niej. Zmarszczyła brwi i obróciła się
gwałtownie.
- Zapamiętałeś - rzuciła jakby oskarżycielsko.
Ben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz