Krople deszczu uderzały nierytmicznie o ziemię. Na mych dłoniach leżał
śnieżnobiały szczur, przyglądający się z zaciekawieniem deszczowi,
jednak ani myślał wystawiać nosa spod ciepłego płaszcza, chroniącego nas
przed wodą.
Zabawna istota...
Brneliśmy przed siebie, szukając jakiegoś schronienia. Minuty mijały, a
jedyne co dodało nam nadziei to drewniany pachołek ze strzałką
skierowaną na północ. Wytęrzyłam wzrok, próbując przeczytać nazwę
miasta.
-Abizou, już niedaleko- szepnęła do mej czerwonookiej towarzyszki.
Wszystko zostało już za nami. Mało przyjazne góry, szare lasy i... przeszłość.
Nie byłam zadowolona z przebywania w mieście, ale to konieczność. Zbliżają ciężkie miesiące, a życie bez stada jest trudniejsze.
Stanęliśmy przy ostatnich drzewach, dzielących nas od cywilizacji. Tylko kilka kroków i znajdziemy się w miejście.
Czy własnie nie tego chciałam? Po więc była ta wędrówka?
Zacisnęłam zęby i stanowczym krokiem wkroczyłam między pierwsze budynki.
Ludzie kryli się pod płaszczami bięgnąc na oślep, by się schować w
swych domach.
Wyczułam jednak coś dziwnego. Nie byli to ludzie, a przynajmniej niezwykli.
-Wampiry.
Podąrzyłam za zapachem, który doprowadził mnie do dwójki młodych ludzi, stojących pod zadaszeniem, opierając się o kolumny.
Robienie szumu w pierwszych minutach nie byłoby rozsądne. Zbliżyłam się do nich powoli, obserwując dokładnie ich gesty.
-Cazz... czyżbyś czuł to samoco ja? Zajeżdża... psem- zaszydziła dziewczyna, patrząc sarkastycznie na chłopaka.
<Cazz, Juliette?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz