Lekko przejęty sytuacją, odsunąłem na chwilę się od niej. Martwiłem się o nią... Hah, mówiłem, że ta miłość do niej na dobre mi nie wyjdzie.
- Na pewno jest już dobrze? - Spytałem, unosząc brew.
- Tak - Odpowiedziała pewnie. Spojrzałem na nią nieufnie, ale po chwili pocałowałem ją, nie odrywając już od niej ust.
Przez resztę tej naprawdę długiej nocy, ból nie powrócił. I dobrze.
*Rano*
Spaliśmy na łóżku, więc na łóżku się obudziliśmy. Wstałem przed Katherine, gdzieś koło piątej, może szóstej. Wziąłem się za czyszczenie broni z bagażnika Impali. Właśnie dlatego mnie nigdy nie zawodzi, nie zacina. Nie raz uratowało mi to skórę. Troszczę się o moją broń.
Siedziałem więc przy stoliku w domu i dokładnie czyściłem, po czym ładowałem i znów rozładowywałem broń. Przy okazji przeglądałem gazety, które podrzucił mi Castiel. Nowości z poszczególnych stanów Stanów Zjednoczonych i z wyspy. Jak zwykle, co jest już moją codziennością, szukałem czegoś, czym mógłby się zająć Łowca. Nic niezwykłego. Eh.. Czyli mam wakacje na razie. Gdzieś koło ósmej, do przedpokojowego-salonowego-kuchennego-jadalnego (nie dosłownie)-pomieszczenia weszła Katherina. Ku mojej uciesze, w mojej bluzce. Odłożyłem broń na stół i podszedłem do Katheriny.
- Jak to możliwe, że wyglądasz w mojej bluzce lepiej niż ja? - Spytałem, uśmiechając się.
(Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz