Na razie postanowiłem jej nie męczyć, przecież to świeża sprawa. Wiedziałem że tak od razu nie pozwoli przy nich zostać. A bardzo chciałabym. Teraz dałaby mi tylko spotykać się z naszym dzieckiem raz na miesiąc, może raz na tydzień. Ale rozumiem ją, nieufała mi, nienawidziła mnie, a ja ją bardzo mocno zraniłem. Dziwne, że jeszcze mi nie skopała tyłka. Powinna, co tu więcej mówić.
Mimowolnie poczułem ukucie w sercu, słysząc o imprezie, a raczej o tym, z kim na nią idzie. Chodź zabawne było to, że Joshua będzie najpewniej szedł w masce, w końcu ma psią mordę.
- Nie pij alkoholu. Jakby coś się działo, albo byś mnie potrzebowała, to zadzwoń, napisz czy coś- powiedziałem tylko, odchodząc. Nie chciałem nadziać się się na nich. Co prawda Joshua był moim bliskim całkiem przyjacielem, ale Max znów była na mnie wściekła, tym razem z powodu Katherine. Jak ją niedawno spotkałem, kopnęła mnie z całej trangenicznej siły w moje wrażliwe, intymne miejsce. Nie mogłem chodzić przez następne kilka godzin. Ok, Max to twardzielka, w końcu żołnierz z Manticory. Szybko wsiadłem do samochodu i odjechałem.
Postanowiłem zapomnieć dziś o Katherinie. Z moim przyjacielem Sketchy'm i przyjacielem, byłym szefem i fanem Normalem, przyjaciółką (moją i Max) Orginalną Cindy. Ah, Cindy byłaseksowna, zabawna, cyniczna i kąśliwa, i ją uwielbiałem. Orginalna Cindy była niską mulatką z lokami do ramion. Sketchy był chudym, kościstym chłopakiem, którego znałem z swojej pracy. A Normal to niższy ode mnie blondyn, o kilka lat starszym.
Zamartwiałem się nadal o Katherine. Chlałem wodkę, pochylony nad stolikiem.
- No tak, dziewczyny lubią udręczonych młodzienców - zaśmiala się Cindy - ej, nie zadręczaj sìę tak. Spójrz na tamte laski - powiedziała, wskazując na trzy dziewczyny w rogu pubu. Zaśmiałem się, kiedy puściła do nich oczko. Piliśmy piwo, duuuuużo piwa, a potem zamówiłem tequille i się zaczęło robić coraz ciekawie. Gralisśmy w billard, śmieliśmy się, gadaliśmy w barze Crash.
Właśnie wbiłem ostatnią bile, ogrywając Sketchy'ego. Przeklnął i usiadł ciężko na stołku, przy stoliku.
Zaśmiałem się zwycięsko.
- To co? Sketchy, rewanż?
- Nie i tak jestem już Ci tyle kasy jestem winien...
- Daj spokój, Sketchy! Dam Ci zacząć!
- Nie...
- Zagram jedną ręką.
- Nie.
- Będę mięć zawiązane oczy - mruknąłem, by tylko go przekonać. Pokręcił głową, a ja spojrzałem na Normala, prosząco. Rozłożył ręcę i pokręcił głową. Westchnąłem i podszedłem do Orginalnej Cindy.
- Cindy?
- Nie, nie chcę przegrać - mruknęła.
- Dam Ci zacząć.
- Eh... - westchnęła i podeszła do stołu. Zaczęła jako pierwsza, ale za cholerę ustawić się nie mogla. Trochę jej pomogłem, na co zareagowała śmiechem. Wbila trzy bile za jednym razem, a za kolejnym uderzeniem spudłowała, i ja zacząłem. Jednak zanim wbiłem, zauważyłem Katherinę, Max i Joshue w końcu pubu. Natrafilem na wzrok mojej ukochanej. Spuścilem jednak wzrok i wbiłem go w bile. Po chwili wbiłem ją. W dosyć widowiskowy sposób.
(Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz