poniedziałek, 1 września 2014

od Ben'a - C.D Katheriny

Tylko dzięki mojej natychmiastowej reakcji, udało się nam uniknąć zderzenia. I w takich chwilach, nawet największy przeciwnik mutacji byłby wdzięczny za swoją transgeniczność. Po chwili znów spokojnie jechaliśmy. Dziękuje Ci, Manticore za naukę jazdy... wszystkim co ma koła, bo w tej chwili nawet ja umiem jeździć wszystkim poczynając od czołgu Sherman kończąc na zwykłym samochodzie. W końcu, nigdy nie wiadomo.
Na szczęście Ci strzelcy w ogóle strzelać nie potrafili i Impala nie ucierpiała. Eh, oni raczej nie są z Manticore. Nie udało im się zastrzelić mnie, Chevy a nawet roztrzęsionej, stojącej nieruchomo Kerry! Rozumiem, że we mnie chybili. Nie do końca, bo jednak ucierpiałem trochę i gdybym nie był tym, czym jestem wykrwawiłbym się. Ale Kerry czy samochód? Błagam. Z moich kpiących myśli, wyrwał mnie spokojny głos dziewczyny mojego brata.
- Dobra teraz tak na serio, gdzie nas zabierasz? - spytała. Parsknąłem śmiechem, odwracając wzrok od drogi, by spojrzeć na nią.
- Przed chwilą w nas strzelali, prawie się nie rozbiliśmy, a ty tak po prostu pytasz "gdzie nas zabierasz", jakbyś po prostu oglądała sobie film? - powiedziałem, wypuszczając powietrze. Tak, bardzo często oddychałem głęboko, wzdychałem, czy przetrzymywałem powietrze w płucach. Taki nawyk z polowań. Postanowiłem nie mówić już nic. Co jakiś czas zerkałem na siedzącą z tyłu Kerry. Tak, nadal jej nie ufałem. Może być zdrajczynią.
Po kilku minutach, dotarliśmy pod dom Alec'a, ten na wysypisku wraków. Wjechałem tam, "tylnym wjazdem" który tak naprawdę był dziurą w siatce, pomiędzy dwoma samochodami, starym Mercedesem i Garbusem. Nikt nas nie widział. To dobrze. Zaparkowałem w jakimś ciemnym, niezbyt widocznym miejscu, by nikt nie rozpoznał impali.
- Co my tutaj robimy?
- Musimy zmienić samochód - wytłumaczyłem, wychodząc z niego. Kath i Kerry poszły moim śladem. Przykryłem plandeką Impalę i rozglądałem się, za czteroosobowym autem. Pech chciał, że większość albo nie miała silnika, albo innej ważnej części. Aż w końcu. Znalazłem w miarę sprawnego Forda Fairlane, z 1957 roku (Klik). Nie miał parę części, ale wcześniej widziałem jeszcze dwa inne modele z innych lat, posiadające dużo większe ubytki oraz prawie kompletnego Mustanga pierwszej generacji, który w sumie miał takie same części jak te powyższe. Tak, to akurat łączy mnie i Alec'a: oboje znamy się na samochodach. Po jakiejś godzinie, udało mi się doprowadzić do sprawności staruszka. Wyczołgałem się spod niego, przetarłem go jeszcze z kurzu i już był gotowy. Miał nawet fotele!
- Już! - zawołałem do dziewczyn. Ah, przy okazji pożyczyłem koszulkę od Alec'a. Niech nikt nie pyta, jak wszedłem do jego domku. Tak, czarną koszulkę która na mnie wisiała. Jak to możliwe, że jesteśmy bliźniakami i jego ciuchy są na mnie za duże? - Proponuje się stąd ruszyć, zanim wpadną w odwiedziny. Przed Wami, Fairlane!
- Nie sądzisz, że będziemy zwracać na siebie zbyt dużą uwagę? - spytała Kath.
- A który z tych aut, nie zwraca na siebie uwagi? Większość z nich jest starsza od nas - powiedziałem i wsiadłem do Forda. Odpaliłem, co prawda za pomocą kabli bo kluczyków nie mam, ale odpaliłem. Chyba sobie go wezmę - Szybciej.
Kerry i Kath wsiadły. Kerry się trochę uspokoiła.
- A ty... - zaczęła obca dziewczyna. Odwróciłem się do niej prawie całkowicie i uniosłem brew, słuchając ją. Tak mimowolnie.
- Hmm...? - mruknąłem.
- Jak masz w ogóle na imię?
- Ben - odpowiedziałem, znów wygodnie siadając na miejscu kierowcy. Zastanowiłem się chwilę, gdzie jechać. - Nie znam miasta, Katherina, nie wiem jakie znasz bezpieczne miejsca. A ta... katedra? Albo jaskinie w górach, klifach? Jakieś trudno dostępne miejsce w opuszczonej części miasta, lesie, albo w górach?

(Kath?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz